Rozmowa z Michałem Działowskim, studentem Wyższej Szkoły Bankowej we Wrocławiu, który z przyjaciółmi zorganizował wyprawę
edukacyjno–pomocową do Mongolii, gdzie m.in. prowadzili zajęcia z angielskiego dla młodzieży.
Ewelina Melaniuk: Michale, latem 2010 zorganizowałeś wyprawę do Mongolii. Skąd pomysł, żeby pojechać właśnie tam? Do kraju, który w świadomości Polaków jest na odległym miejscu wśród krajów azjatyckich. Przed nim są z pewnością Chiny, Kambodża, Laos, Wietnam.
Michał Działowski: To była myśl chwili. Byłem w górach razem z Łukaszem i Tomkiem i myśleliśmy o tym, o czym myśli sporo osób pod koniec studiów. Jakie mamy plany? Co chcielibyśmy zrobić? Ja zawsze chciałem zorganizować wyprawę do Azji, Tomek jako filolog j. angielskiego podrzucił pomysł pomocy dzieciom w formie nauki języka, a Łukasz rzucił hasło Mongolia.
EM: Skąd u niego ten pomysł?
MDZ: Głównym argumentem była chęć zobaczenia stepu. Łukasz jest zapalonym fotografem, a sfotografowanie stepu było jego marzeniem.
EM: I marzenie się spełniło..
MDZ: Tak. Było niemiłosiernie gorąco, dookoła piasek i znikomy zachwyt ze strony Łasego (Łukasza). Marzenie zostało spełnione.
EM: Spełnianie marzeń to piękna sprawa, ale z tego co wiem to nie był to jedyny powód waszej podróży?
MDZ: Głównym i podstawowym celem był dojazd do Mongolii inauka dzieci angielskiego. Jednak kiedy spotykaliśmy się ze sponsorami i szukaliśmy finansowania dla naszej wyprawy, podjęliśmy decyzję, że zrobimy wszystko, żeby pomóc również finansowo. Chcieliśmy stworzyć pakiet pomocowy. Wiedzieliśmy od naszych znajomych Mongołów, że generalnie jest sporo instytucji, którym trzeba pomóc. Najłatwiej będzie rozeznać się w potrzebach na miejscu i wtedy w miarę możliwości kupić to co będzie potrzebne w danej chwili.
EM: Co okazało się najpotrzebniejsze?
MDZ: Zdecydowaliśmy, że zakupimy 50 wyprawek szkolnych dla dzieci z dwóch sierocińców. Zakup ten wpisywał się w edukacyjny wymiar naszej wyprawy i wiemy, że dzieciaki z niego skorzystały.
EM: Jednak waszym głównym celem była nauka języka angielskiego. Kogo uczyliście?
MDZ: Na miejscu, w Ułan Bator skontaktowaliśmy się z organizacją pomocową Lions Club. Było im na początku trudno uwierzyć w to, że troje białych ludzi przejechało taki kawał drogi, żeby pogadać sobie po angielsku i kupić dzieciom kredki. Jednak po chwili rozmowy przekonali się do naszej inicjatywy . Dali ogłoszenie do gazety, że będą organizowane lekcje angielskiego. Zebrało się sporo osób. Głównie młodzież, ale również pracownicy Chinngis Khan Bank na przykład. Byliśmy też codziennie w sierocińcu i uczyliśmy dzieci bawiąc się z nimi, śpiewając, tańcząc – było świetnie.
EM: Z tego co mówisz to poznaliście sporo mieszkańców Ułan Bator, mógłbyś określić jacy oni są? Dla większości Polaków to wciąż bardzo egzotyczny kraj.
MDZ: Trochę liczb na początek. Mongolię zamieszkuje niespełna 3 mln ludzi na terenie pięć razie większym niż Polska. Połowa z nich mieszka w jurtach, czyli tradycyjnych namiotach mongolskich usytuowanych wokół miasta. Poziom życia jest naprawdę niski A jeśli pytasz o Mongołów, to zauważyłem, że oni ciągle krążą. Jak krew w organizmie. Prowadzą często koczowniczy tryb życia. Mówię tu oczywiście o tych mieszkańcach, którzy mieszkają na stepie.
EM: Żyją po za komercyjną cywilizacją zachodu?
MDZ: Nie licząc Mongołów, których widziałem po środku stepu, jadących na koniu i rozmawiających przez telefon komórkowy.
EM: A co z mieszkańcami bardziej cywilizowanej części Mongolii? Co powiedziałbyś o mieszkańcach stolicy?
MDZ: Żyją bardzo szybko. Panuje wszechobecna kultura marki – wszyscy ubierają się w rzeczy markowe. Przy czym markowe znaczy tylko tyle, że na metce napisane jest Versace lub Burberry, krój jest podobny, ale absolutnie wszystko jest podróbką. Miałem wrażenie, że ludzie na ulicach Ułan Bator są jakby wycięci z kolorowych gazet europejskich.
EM: Czyli silny modowy wzorzec europejski dotarł nawet do Mongolii. Czy z wiedzą o Polsce, Polakach jest podobnie? Kiedy mówiłeś, że przyjechałeś z Polski, jaka była reakcja?
MDZ: To taki kraj gdzieś tam na północy, obok morza, gdzie jest zimno - najczęstsza odpowiedź. Spotkałem jednego Mongoła, który mnie zaskoczył. Był zafascynowany naszą husarią i wspomniał o krwawej bitwie na polach legnickich. Co prawda Polska przegrała, ale walka była na tyle krwawa, że mongolscy dowódcy zdecydowali, że pójdą na Czechy.
EM: Przeżyłeś jakiś totalny szok podczas pobytu tam? Co wspominasz najbardziej?
MDZ: Tak. Jest coś takiego. Są nieśmiertelne, ciągle pamiętam ich zapach, to baranie flaki. Są wszędzie, bo traktuje się je tak jak u nas ziemniaki. Warzywa spotyka się sporadycznie. Gdyby nasz rodzimy Sanepid mógł zobaczyć jak wyglądają kwestie sanitarne w Mongolii, gdzie mięso wisi na słońcu przez dwa dni, a później jest podawane w knajpie. W ciągu dnia na przełomie sierpnia i września było ponad 30˚C.
EM: Mówiłeś o tym, że ludziom w Mongolii żyje się ciężko, że panuje ubóstwo. Po pobycie tam potrafisz wskazać przyczyny takiej sytuacji?
MDZ: Kwestia podstawowa to ograniczona gospodarka. Chociaż Mongolia ma jedne z najbardziej zasobnych kopalni złota i srebra na świecie, to nie przekłada się to na poziom życia obywateli. Zyskuje na tym wąska grupa osób i skorumpowany rząd.
EM: Mieszkańcy Mongolii oczekują pomocy od Europy?
MDZ: Generalnie Mongolia potrzebuje pomocy w ogóle. Unia Europejska pomaga w niewielkim stopniu. Pomocna jest Japonia, Chiny. Chociaż ta pomoc często jest nietrafiona, bo przy rozdzielaniu środków nie bierze się pod uwagę rzeczywistych potrzeb. Na przykład buduje się szkołę w takim miejscu, w którym jest niepotrzebna. Problem w tym, że Mongolia jeszcze nie odnalazła się w tej rzeczywistości po upadku komunizmu. Musi upłynąć trochę wody w rzece zanim te zaszłości odejdą w przeszłość.
EM: A jaki w takim razie jest poziom świadomości Mongołów o tym co się dzieje w Europie i na świecie? Jest swobodny dostęp do informacji?
MDZ: Oczywiście jest z tym różnie. Mongoł na stepie może myśleć, że nadal należymy do państw satelickich ZSRR, a mieszkaniec Ułan Bator widział film „Katyń” i mówił o tym, że bardzo współczuje nam takiej historii. Dużo osób wiedziało też o katastrofie smoleńskiej.
EM: Michale, po tych wszystkich doświadczeniach z Mongolii jakie masz plany na ten rok?
MDZ: Wiesz, Mongolia była takim dobrym początkiem, próbą naszej przyjaźni i pokazaniem, że damy sobie radę. Wyprawa miała pokazać, że nasz pomysł ma sens. Już wcześniej myśleliśmy o tym, żeby założyć fundację, ale nie chcieliśmy otwierać jej nie mając żadnych podstaw. Teraz wiemy, że to ma sens.
EM: Co planujecie teraz?
MDZ: Otworzyliśmy fundację Ludzki Świat. Będziemy zbierać środki finansowe na kolejne wyprawy. Plan jest taki, że chcielibyśmy pojechać do Laosu i Kambodży, a drugi zespół odwiedzi Mongolię.
EM: Czego powinnam wam życzyć? Szczodrości sponsorów?
MDZ: Czasu. Jeśli się bardzo chce to wszystko jest możliwe. Zbierzemy dużo pieniędzy – super, zrealizujemy wszystko z dużym rozmachem. Będzie ich trochę mniej, to też sobie poradzimy – i tak i tak to zrobimy. Udowodniliśmy, że potrafimy, jesteśmy rzetelni i uczciwi.
EM: Podzielam Twój entuzjazm i życzę powodzenia Tobie i całej fundacji Ludzki Świat.
Rozmawiała Ewelina Melaniuk
Więcej o wyprawie na blogu: wyprawa-mongolia.blogspot.com
bardzo ciekawe : "Żyją bardzo szybko. Panuje wszechobecna kultura marki – wszyscy ubierają się w rzeczy markowe. Przy czym markowe znaczy tylko tyle, że na metce napisane jest Versace lub Burberry, krój jest podobny, ale absolutnie wszystko jest podróbką. Miałem wrażenie, że ludzie na ulicach Ułan Bator są jakby wycięci z kolorowych gazet europejskich." to mi przypomina potrzebę dorównania, poczucie niższości.
OdpowiedzUsuńJakie to fascynujące obserwować zachowania narodów wchodzących w okres dojrzałości, i wolności