środa, 23 marca 2011

Dzieje się

Ciągle coś się dzieje. Ustaliliśmy podział obowiązków w naszej fundacji oraz zakres działalności. Malwina odpowiada za wolontariuszy, Tomek za odbiorców korepetycji , Łukasz - za projekty, Michał- ogólnie ogarnianie wszystkich mniejszych i większych rzeczy związanych z fundacją, Ewelina- wizerunek medialny i identyfikacja wizualna . Lada dzień powinna powstać nasza stronka. Następnie wizytówki, prospekty i do dzieła. Wczoraj rozpoczął się konkurs organizowany przez MSZ na dofinansowanie działań wolontariuszy za granicą. Sam widzę, jak nasza praca nabiera coraz bardziej konkretnego wyrazu i co tu dużo mówić- jest ciekawa .

wtorek, 15 marca 2011

Początek nowego tygodnia.

Nowy tydzień zaczynamy od dalszego czekania na NIP. Fenomenem ostatniego tygodnia był fakt wystawienia nam przez Urząd Statystyczny dwóch numerów REGON. Jak to się stało? KRS solennie zapewniał, że nie wysyła dokumentów do Urzędu Skarbowego i Statystycznego , gdyż nasza fundacja nie ma działalności gospodarczej , dokumenty wysłał. I tak musiałem jechać wykasować drugi numer i próbować dojść do kogoś w US. Pewnie i tak będę musiał czekać na list z US , by udać się do nich i korygować. Tak to już jest z naszą biurokracją. Dość już o mozole życia codziennego.

W organizacji Sektor 3 pomagającej takim fundacją jak nasza, zaproponowano mi szereg doradców z zakresu prawa, księgowości. Zapisałem też członków naszej fundacji na dwa ciekawe szkolenia z zakresy budowania finansów organizacja i zarządzania organizacją. Lada dzień powinna ruszyć nasza stronka. Mamy już projekt wizytówki i papieru firmowego. Do szczęścia brakuje nam tylko NIP-u i prospektów. Mam nadzieję , że i to uzyskamy w ciągu kilku dni.

Odświeżyliśmy też nasze kontakty z WSB. W kwietniu będziemy mieli gościnny wykład o Mongolii i naszej fundacji.

Wczoraj wpadłem na pomysł znakowania rowerów, ale na razie odkładam ten pomysł. Trzeba się zająć organizacją bieżących projektów. Przed nami początkowy kontakt z mediami i szukanie środków finansowych.

czwartek, 10 marca 2011

Trzech studentów na pustynnym stepie Mongolii (www.dlastudenta.pl)

Rozmowa z Michałem Działowskim, studentem Wyższej Szkoły Bankowej we Wrocławiu, który z przyjaciółmi zorganizował wyprawę
 edukacyjno–pomocową do Mongolii, gdzie m.in. prowadzili zajęcia z angielskiego dla młodzieży.

Ewelina Melaniuk: Michale, latem 2010 zorganizowałeś wyprawę do Mongolii. Skąd pomysł, żeby pojechać właśnie tam? Do kraju, który w świadomości Polaków jest na odległym miejscu wśród krajów azjatyckich. Przed nim są z pewnością Chiny, Kambodża, Laos, Wietnam.
Michał Działowski:
 To była myśl chwili. Byłem w górach razem z Łukaszem i Tomkiem i myśleliśmy o tym, o czym myśli sporo osób pod koniec studiów. Jakie mamy plany? Co chcielibyśmy zrobić? Ja zawsze chciałem zorganizować wyprawę do Azji, Tomek jako filolog j. angielskiego podrzucił pomysł pomocy dzieciom w formie nauki języka, a Łukasz rzucił hasło Mongolia.

EM: Skąd u niego ten pomysł?
MDZ: 
Głównym argumentem była chęć zobaczenia stepu. Łukasz jest zapalonym fotografem, a sfotografowanie stepu było jego marzeniem.

EM: I marzenie się spełniło..
MDZ: 
Tak. Było niemiłosiernie gorąco, dookoła piasek i znikomy zachwyt ze strony Łasego (Łukasza). Marzenie zostało spełnione.

EM: Spełnianie marzeń to piękna sprawa, ale z tego co wiem to nie był to jedyny powód waszej podróży?
MDZ: 
Głównym i podstawowym celem był dojazd do Mongolii inauka
 dzieci angielskiego. Jednak kiedy spotykaliśmy się ze sponsorami i szukaliśmy finansowania dla naszej wyprawy, podjęliśmy decyzję, że zrobimy wszystko, żeby pomóc również finansowo. Chcieliśmy stworzyć pakiet pomocowy. Wiedzieliśmy od naszych znajomych Mongołów, że generalnie jest sporo instytucji, którym trzeba pomóc. Najłatwiej będzie rozeznać się w potrzebach na miejscu i wtedy w miarę możliwości kupić to co będzie potrzebne w danej chwili.

EM: Co okazało się najpotrzebniejsze?
MDZ: 
Zdecydowaliśmy, że zakupimy 50 wyprawek szkolnych dla dzieci z dwóch sierocińców. Zakup ten wpisywał się w edukacyjny wymiar naszej wyprawy i wiemy, że dzieciaki z niego skorzystały.

EM: Jednak waszym głównym celem była nauka języka angielskiego. Kogo uczyliście?
MDZ:
 Na miejscu, w Ułan Bator skontaktowaliśmy się z organizacją pomocową Lions Club. Było im na początku trudno uwierzyć w to, że troje białych ludzi przejechało taki kawał drogi, żeby pogadać sobie po angielsku i kupić dzieciom kredki. Jednak po chwili rozmowy przekonali się do naszej inicjatywy . Dali ogłoszenie do gazety, że będą organizowane lekcje angielskiego
. Zebrało się sporo osób. Głównie młodzież, ale również pracownicy Chinngis Khan Bank na przykład. Byliśmy też codziennie w sierocińcu i uczyliśmy dzieci bawiąc się z nimi, śpiewając, tańcząc – było świetnie.

EM: Z tego co mówisz to poznaliście
 sporo mieszkańców Ułan Bator, mógłbyś określić jacy oni są? Dla większości Polaków to wciąż bardzo egzotyczny kraj.
MDZ: 
Trochę liczb na początek. Mongolię zamieszkuje niespełna 3 mln ludzi na terenie pięć razie większym niż Polska. Połowa z nich mieszka w jurtach, czyli tradycyjnych namiotach mongolskich usytuowanych wokół miasta. Poziom życia jest naprawdę niski A jeśli pytasz o Mongołów, to zauważyłem, że oni ciągle krążą. Jak krew w organizmie. Prowadzą często koczowniczy tryb życia. Mówię tu oczywiście o tych mieszkańcach, którzy mieszkają na stepie.

EM: Żyją po za komercyjną cywilizacją zachodu?
MDZ:
 Nie licząc Mongołów, których widziałem po środku stepu, jadących na koniu i rozmawiających przez telefon komórkowy. 

EM: A co z mieszkańcami bardziej cywilizowanej części Mongolii? Co powiedziałbyś o mieszkańcach stolicy?
MDZ: 
Żyją bardzo szybko. Panuje wszechobecna kultura marki – wszyscy ubierają się w rzeczy markowe. Przy czym markowe znaczy tylko tyle, że na metce napisane jest Versace lub Burberry, krój jest podobny, ale absolutnie wszystko jest podróbką. Miałem wrażenie, że ludzie na ulicach Ułan Bator są jakby wycięci z kolorowych gazet europejskich.

EM: Czyli silny modowy wzorzec europejski dotarł nawet do Mongolii. Czy z wiedzą o Polsce
, Polakach jest podobnie? Kiedy mówiłeś, że przyjechałeś z Polski, jaka była reakcja?
MDZ: 
To taki kraj gdzieś tam na północy, obok morza, gdzie jest zimno - najczęstsza odpowiedź.  Spotkałem jednego Mongoła, który mnie zaskoczył. Był zafascynowany naszą husarią i wspomniał o krwawej bitwie na polach legnickich. Co prawda Polska przegrała, ale walka była na tyle krwawa, że mongolscy dowódcy zdecydowali, że pójdą na Czechy. 

EM: Przeżyłeś jakiś totalny szok podczas pobytu tam? Co wspominasz najbardziej?
MDZ: 
Tak. Jest coś takiego. Są nieśmiertelne, ciągle pamiętam ich zapach, to baranie flaki. Są wszędzie, bo traktuje się je tak jak u nas ziemniaki. Warzywa spotyka się sporadycznie. Gdyby nasz rodzimy Sanepid mógł zobaczyć jak wyglądają kwestie sanitarne w Mongolii, gdzie mięso wisi na słońcu przez dwa dni, a później jest podawane w knajpie. W ciągu dnia na przełomie sierpnia i września było ponad 30˚C. 

EM: Mówiłeś o tym, że ludziom w Mongolii żyje się ciężko, że panuje ubóstwo. Po pobycie tam potrafisz wskazać przyczyny takiej sytuacji?
MDZ: 
Kwestia podstawowa to ograniczona gospodarka. Chociaż Mongolia ma jedne z najbardziej zasobnych kopalni złota i srebra na świecie, to nie przekłada się to na poziom życia obywateli. Zyskuje na tym wąska grupa osób i skorumpowany rząd.

EM: Mieszkańcy Mongolii oczekują pomocy od Europy?
MDZ: 
Generalnie Mongolia potrzebuje pomocy w ogóle. Unia Europejska pomaga w niewielkim stopniu. Pomocna jest Japonia, Chiny. Chociaż ta pomoc często jest nietrafiona, bo przy rozdzielaniu środków nie bierze się pod uwagę rzeczywistych potrzeb. Na przykład buduje się szkołę w takim miejscu, w którym jest niepotrzebna. Problem w tym, że Mongolia jeszcze nie odnalazła się w tej rzeczywistości po upadku komunizmu. Musi upłynąć trochę wody w rzece zanim te zaszłości odejdą w przeszłość.

EM: A jaki w takim razie jest poziom świadomości Mongołów o tym co się dzieje w Europie i na świecie? Jest swobodny dostęp do informacji?
MDZ: 
Oczywiście jest z tym różnie. Mongoł na stepie może myśleć, że nadal należymy do państw satelickich ZSRR, a mieszkaniec Ułan Bator widział film „Katyń” i mówił o tym, że bardzo współczuje nam takiej historii
. Dużo osób wiedziało też o katastrofie smoleńskiej. 

EM: Michale, po tych wszystkich doświadczeniach z Mongolii jakie masz plany na ten rok?
MDZ:
 Wiesz, Mongolia była takim dobrym początkiem, próbą naszej przyjaźni i pokazaniem, że damy sobie radę. Wyprawa miała pokazać, że nasz pomysł ma sens. Już wcześniej myśleliśmy o tym, żeby założyć fundację, ale nie chcieliśmy otwierać jej nie mając żadnych podstaw. Teraz wiemy, że to ma sens.

EM: Co planujecie teraz?
MDZ: 
Otworzyliśmy fundację Ludzki Świat. Będziemy zbierać środki finansowe na kolejne wyprawy. Plan jest taki, że chcielibyśmy pojechać do Laosu i Kambodży, a drugi zespół odwiedzi Mongolię.

EM: Czego powinnam wam życzyć? Szczodrości sponsorów?
MDZ: 
Czasu. Jeśli się bardzo chce to wszystko jest możliwe. Zbierzemy dużo pieniędzy
 – super, zrealizujemy wszystko z dużym rozmachem. Będzie ich trochę mniej, to też sobie poradzimy – i tak i tak to zrobimy. Udowodniliśmy, że potrafimy, jesteśmy rzetelni i uczciwi.

EM: Podzielam Twój entuzjazm  i życzę powodzenia Tobie i całej fundacji Ludzki Świat.

Rozmawiała Ewelina Melaniuk

Więcej o wyprawie na blogu: wyprawa-mongolia.blogspot.com

środa, 9 marca 2011

Z Łukaszem na kawie.

Skończyłem wcześniej zajęcia i zdzwoniliśmy się z Łasym. Łukasz Łasa( Łasy) jest prezesem naszej Fundacji "Ludzki Świat", a ja ( Michał Działowski) jestem wiceprezesem. Obaj dobrze odnajdujemy się w naszych rolach. Siedząc na kawie dopięliśmy szczegóły graficzne naszej strony. W czwartek idziemy na spotkanie z Kanclerzem Międzynarodowej Wyższej Szkoły Logistyki i Transportu (szkoła wygrała konkurs na najdłuższą nazwę uczelni). Powyższa uczelnia wsparła nas już przy okazji ostatniej wyprawy (Projekt MONGOLIAng 2010).

A co teraz? Za kilka dni zacznie działać nasza strona internetowa. Członek naszej Rady Fundacji (Ewelina Melaniuk) tworzy treść i formę naszych prospektów sponsoringowych fundacji. Wczoraj przyszła pocztą karta płatnicza naszej fundacji. Poczułem się naprawdę dobrze, kiedy zobaczyłem realną rzecz (napis na karcie " Ludzki Świat" , która zrodziła się z naszego pomysłu i jest owocem naszej działalności). Na wczorajszym spotkaniu powstał pomysł hasła fundacji lub cytatu, który będzie w jednym zdaniu czy twierdzeniu wyrażał naszą działalność. Tym samym ogłaszam konkurs na hasło , zawołanie czy cytat dla naszej fundacji. Nagrodą jest własna satysfakcja!



Za dwa tygodnie - tyle mniej więcej czeka się na NIP, zaczniemy rozsyłać wnioski na dofinansowanie naszych bieżących projektów. Projekty jak na dzień dzisiejszy są dwa:
1) Mongolia 2011- projekt bazujący na naszych poprzednich doświadczeniach i kontaktach. Wyślemy trzy osoby , które będą prowadzić działania edukacyjne i pomocy socjalnej na miejscu.

2) Projekt Laos 2011 - projekt oparty na kontaktach i doświadczeniach, które otrzymaliśmy od znajomych Francuzów, którzy przebywali w tym kraju prawie dwa lata.


Środki , które chcemy zebrać przeznaczymy na transport, wyżywienie i nocleg wolontariuszy na miejscu. Następnie będziemy zbierać dodatkowe środki, za które zakupimy pakiety pomocowe na miejscu, adekwatnie do potrzeb.

Pomijając małe i większe rzeczy, na dzień dzisiejszy to właściwie wszystko. Zabieramy się do pracy i mamy nadzieję ,że uda nam się zrobić jak najwięcej.


Michał

Minęło trochę czasu.

Czas mija, a my nie przestaliśmy działać. Zaczął się nowy rok akademicki, praca i inne rzeczy. Najważniejsze , że cały czas pracujemy na rzecz naszej fundacji. Właściwie czekamy już tylko na numer NIP z Urzędu Skarbowego. KRS i Regon za nami. Lada dzień powstanie strona internetowa, prospekty fundacji i zaczynamy dopinać szczegóły bieżących projektów. Na jakieś dwie godzinki napiszę więcej o tym co się u nas teraz dzieje. Na razie muszę iść na zajęcia i wypadałoby coś poczytać przed zajęciami. Pozdrawiam Michał